Po
długiej i śnieżnej zimie, oraz bardzo niestabilnej pogodowo wiośnie, mieliśmy
spore obawy o warunki w Alpach. A jednak znowu dopisało nam dużo szczęścia - we Francji trafiliśmy na tydzień bardzo dobrej pogody, ze słońcem i wysoką temperaturą. Co
więcej, droga klasyczna przez schronisko Gouter okazała się być w doskonałym
stanie, z wyraźną ścieżką doprowadzoną na sam szczyt...
Ale
może po kolei... Zdobywanie Blanca to dwudniowa impreza, oczywiście nie licząc
wcześniejszej aklimatyzacji na Gran Paradiso i Petite Aiguille Verte. Ponieważ
nocowaliśmy w Chamonix, to zaczyna się ona pobudką już o 04:00 bo przed nami
długa droga do pokonania. Najpierw przejazd samochodami na parking Le Crozat,
skąd "taksówka" z napędem 4x4 podwiozła nas do Gare de Bellevue (1794m
n.p.m.).
W
wersji klasycznej wjechalibyśmy koleją aż do Nid d’Agile (2380m n.p.m.) co pozwoliłoby nam znacznie zaoszczędzić czas. Niestety, w
tym sezonie kolej jest w remoncie i jeździ na skróconej trasie - dodatkowy dystans i przewyższenie (prawie 600m) między Bellevue, a Nid d’Agile
trzeba było pokonać na nogach, z całym dobytkiem na plecach.
Powyżej 2400m n.p.m.
zaczynają się pierwsze płaty śniegu, więc wbijamy się w pancerne buty wysokogórskie
dotychczas przytroczone do plecaków. Lekkie buty podejściowe wędrują między skały i kamienie. Będą tam czekać aż do naszego powrotu, bo przecież każdy gram zbędnego balastu zmniejsza nasze szanse na powodzenie.
Lżejsi o buty, kontynuujemy wędrówkę i ok. 10:40 docieramy do schroniska Tete
Rousse, położonego na wysokości 3167 m n.p.m.
Po
krótkim odpoczynku i posiłku następuje „osprzętowienie” – zakładamy uprzęże,
raki, kaski i wiążemy się liną i ruszamy dalej w zespołach 2-3 osobowych. Zgodnie
z zasadami bezpieczeństwa na Mont Blanc, 1 przewodnik nie ma prawa prowadzić na
linie więcej niż 2 osoby. A przed nami najtrudniejszy i najniebezpieczniejszy
fragment - słynny Grand Couloir, którym wraz z upływem dnia spada coraz
więcej kamieni i fragmentów skał. W dolnej części jest on zabezpieczony liną poręczową, w którą wpina się przy jego pokonywaniu. Na dalszym odcinku pomoc stanowi stalowa lina, która ma
ułatwić wspinaczkę w dość stromym, skalnym masywie. Około miesiąca po naszym
przejściu, w kuluarze nastąpił potężny obryw skalny zrywając linę poręczową. W
wyniku tego, droga klasyczna na Mont Blanc była przez pewien czas niedostępna.
Mam
wrażenie że od tego czasu bieg wydarzeń zdecydowanie przyspieszył. Pokonanie kuluaru zajęło nam nieco ponad 3h i tuż przed 14:00 byliśmy w Refuge du Gouter. Po zameldowaniu się
i zjedzeniu obiadu, dosłownie „odcięło nam prąd". Potem pobudka, kolacja o 18:30, odprawa przed atakiem szczytowym i wreszcie długie, nieudane próby zaśnięcia. Emocje robią swoje!
Dzień ataku szczytowego zaczyna się śniadaniem o 02:00, a nie więcej niż 45 minut później następuje wymarsz w kierunku szczytu, przez Dome du Gouter i awaryjny schron Vallot. I tutaj mógłbym dosłownie zacytować opis wejścia na Elbrus - bo choć na Mont Blanc trasa i ukształtowanie terenu są zdecydowanie ciekawsze, widowiskowe i trudniejsze, to wejście na niego jest również mozolnym poruszaniem się w śnieżnym terenie, krok po kroku walcząc z brakiem kondycji i ograniczeniami własnej psychiki, która chętnie zmusiłaby ciało do zawrócenia. Fenomenalnie za to prezentuje się na ramieniu Mont Blanc linia utworzona przez świecące czołówki wspinaczy! To jeden z lepszych widoków jakich doświadczyłem w górach. Jest zimno, ale nie jest to ekstremum jakiego się spodziewałem. Negatywnie na odczuwalną temperaturę wpływa natomiast niezwykle porywisty wiatr, który przy odrobinie ludzkiej nieuwagi, mógłby z łatwością przestawić dorosłego wspinacza. Bez puchowych łapawic ani rusz, więc trudno się zmusić do wyciągnięcia aparatu czy kamery i zrobienia choćby kilku zdjęć. Tutaj serdeczne podziękowania należą się Grześkowi Bargielowi, który zapewnił nam dość bogatą dokumentację fotograficzną odcinka powyżej schroniska Gouter.
Na szczycie stanęliśmy po ok. 5h marszu, co jest całkiem niezłym wynikiem jak na wycisk który dała nam góra (głównie za sprawą wiatru i słabej kondycji). Na wierzchołku zabawiliśmy dosłownie kilka minut, po czym nastąpił odwrót - w drodze powrotnej również musieliśmy pokonać kuluar o sensownej porze w obawie przed kamieniami. Tempo sprawiło że do Refuge du Gouter dotarliśmy o 11:00, a do Refuge Tete Rousse już o 12:30. Pozostała część dnia to szybsze lub wolniejsze pokonywanie kilometrów w dół, wymiana wrażeń i jak to zwykle... snucie i weryfikowanie górskich planów na przyszłość, bo przecież apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Trasa:
Bellevue (1794 m n.p.m.) - Nid d'Agile (2380 m n.p.m.) - Refuge Tete Rousse (3167 m n.p.m.) - Refuge du Gouter (3815 m n.p.m.) - Dome du Gouter (4306 m n.p.m.) - Mont Blanc (4810 m n.p.m.)
Różnica wysokości: 3016 m;