sobota, 29 sierpnia 2015

Na dachu Niemiec - Zugspitze (2962 m n.p.m.)

Dojazd niemal pod sam masyw Alp Bawarskich 3 pasmową autostradą, perfekcyjna synchronizacja kolejek górskich i lokalnych pociągów, wysokiej klasy prywatny pensjonat, ziemny parking z możliwością opłaty kartą płatniczą... Wydawałoby się że zdobywanie szczytów w do bólu ucywilizowanych i zorganizowanych Niemczech pozbawione jest jakiejkolwiek frajdy i romantyzmu, a jednak dzięki temu że nie trzeba sobie zawracać głowy jakimikolwiek sprawami organizacyjnymi, cała uwaga może być skupiona na górskiej przygodzie i "przeżywaniu szczytu".

Do Grainau (kilka kilometrów od Garmisch-Partenkirchen) zawitaliśmy w piątek wczesnym popołudniem, właśnie w celu przeprowadzenia wizji lokalnej i weryfikacji punktów niezbędnych przy ataku szczytowym zaplanowanym na sobotę. Dzięki Niemieckiemu porządkowi, czas ten zamienił się w przyjemne wałęsanie się po okolicy, smakowanie doskonałego piwa - jednym słowem - relaks.

Ponieważ Zugspitze to konieczność pokonania 2000 metrów przewyższenia i w najbardziej optymistycznych założeniach około 6 godzin podejścia, pobudka nastąpiła już o 4:00 rano. Po szybkim śniadaniu i dostaniu się samochodem do wylotu doliny Hoellental (część turystów decyduje się na nocleg w samochodzie i start bezpośrednio z parkingu, my uznaliśmy że potrzebujemy wypoczynku w normalnych łóżkach po 12 godzinnej drodze z Krakowa) około 5:00, jeszcze w zupełnej ciemności ruszyliśmy na trasę.

Pierwsza godzina to nabieranie wysokości drogą przez las. Przy panujących ciemnościach - naprawdę fragment bez większej historii. Z kolei to co następuje potem... po uiszczeniu opłaty (tak, budka jest czynna nawet przed 6:00 rano) weszliśmy do przepięknie wyżłobionego przez górski potok i człowieka kanionu Hoellentalklamm i zrobiło się naprawdę bajkowo. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej gry wody (również jej przejmującego huku) i skał!

Po kolejnej godzinie dotarliśmy do gruntownie przebudowanego schroniska Höllentalanger Hut i po krótkim postoju na drugie śniadanie i założenie uprzęży wspinaczkowych i kasków ruszyliśmy na pierwszy ekscytujący odcinek wspinaczki. Słynna "deska" (z niem. Brett) to płaska, niemal pionowa ściana skalna którą pokonuje się po metalowych prętach. Potem następuje kilkugodzinne mozolne podejście piargowo-skalnymi zakosami, przy czym im wyżej tym mniej jest skał, a usypujące się spod nóg kamienie i lejący się z nieba żar, sprawiły że do czoła lodowca dotarliśmy wyczerpani. Sam lodowiec to jedynie kilkaset metrów spaceru w rakach, ale dla początkujących wydaje się być idealnym miejscem na pierwsze próby. Niestety tutaj nastąpił też najmniej przyjemny moment wycieczki - tuż za lodowcem rozpoczyna się wspinaczka via ferratą. Żeby się na nią dostać staliśmy 1,5 h w kolejce liczącej ponad 100 wspinaczy.

Sama wspinaczka to chyba to na co czeka każdy wybierający się na Zugspitze - wąska, ubezpieczona stalową liną skalna ścieżka pokonuje kilkaset metrów różnicy wysokości i umożliwia pokonanie majestatycznej pionowej ściany, która obserwowana z dołu sprawia wrażenie niedostępnej. A jednak... :) Pyszne, zapierające dech w piersiach alpejskie widoki, eksponowane półki skalne, głębokie przepaści, a przy tym komfort dany przez uprząż i lonżę sprawiły że fragment ten pokonałem w zaledwie godzinę (całe podejście od parkingu zajęło mi 10 godzin). Dzięki temu tempu, byłem na via ferracie prawie sam i był to chyba najpiękniejszy moment wycieczki. Reszta mojej grupy dotarła na szczyt po kolejnej godzinie.

Sam szczyt nie jest wart dłuższego opisu - całkowicie zabudowany komercyjnymi budynkami i oblężony tysiącami turystów, którzy wyjechali tu jedną z trzech kolejek. Uciekliśmy jak najszybciej kolejką linową do Eibsee, a stamtąd pociągiem na parking gdzie czekał nasz samochód.

Kończąc ten przydługi opis, zapraszam do oglądania zdjęć :) 

Trasa:
Grainau - Hoellentallklamm - Hoellentalanger Hut - lodowiec Hoellentalferner - via ferrata - Zugspitze - Eibsee.
Długość trasy: 37,6 km; Czas przejścia: 9 h 36 m.

piątek, 14 sierpnia 2015

Ornak (1867 m n.p.m.)

W Tatrach Zachodnich byłam wiele razy, zarówno latem jak i zimą. Jednak tak pięknego dnia, jak 13 sierpnia 2015 roku sobie nie przypominam.

Postanowiłyśmy z Kasią wykorzystać dwa wolne dni w tygodniu i zdobyć szczyt Ornaku. Liczyłyśmy na nieco mniejszą niż w weekend liczbę turystów. Nasza nadzieja spełniła się jednak dopiero na większych wysokościach. Dolina Chochołowska, skąd zaczynałyśmy swoją wędrówkę, pełna była ludzi. No ale cóż się dziwić - w środku wakacji i w dodatku w długi weekend nie mogło być inaczej.

Z Doliny Chochołowskiej kontynuowałyśmy wędrówkę czarnym szlakiem, który wiódł na Siwą Przełęcz. Trasa jest przyjemna, raczej długa i dość łagodna. Nieco bliżej przełęczy robi się stromiej, nie ma tu jednak żadnych niebezpieczeństw - przy odpowiedniej ilości czasu każdy poradzi sobie z tym szlakiem.

Odcinek pomiędzy Siwą Przełęczą a szczytem Ornaku to miejsce absolutnie niezwykłe. My miałyśmy szczęście przebyć go w przepięknym, popołudniowym słońcu, jeszcze bardziej podkreślającym jedyny w swoim rodzaju spokój i majestat Tatr Zachodnich. Trasa zajęła nam o dwie godziny dłużej niż przewidywałyśmy, ponieważ co kilka minut zatrzymywałyśmy się, żeby robić zdjęcia i po prostu patrzeć... Czerwone Wierchy, Kamienista, Bystra i Błyszcz, Starorobociański Wierch, Kończysty Wierch, Trzydniowiański Wierch, Wołowiec, Rohacze... i my dwie, bo wszyscy inni dawno już pospieszyli do schroniska...

Zejście na Halę Ornak przez Iwaniacką Przełęcz nie należy do najprzyjemniejszych (bardzo stromo, daje się we znaki kolanom), ale jest dość krótkie. Wszystkie niedogodności rekompensuje pobyt w schronisku, świetnie zaopatrzonym i bardzo gościnnym. Nie trzeba tutaj czekać aż miłośnicy świętowania górskich sukcesów przeniosą się do pokoi, bowiem nocujący na glebie mają do dyspozycji osobną salę na pierwszym piętrze. Żeby zjeść śniadanie z takim widokiem na Starorobociański Wierch warto spać nawet na twardej podłodze.

Niestety żeby wszystko nie było zbyt piękne, musiałam zrobić sobie krzywdę i skręcić staw skokowy. Na tyle słabo, by móc kontynuować przejście o własnych siłach, na tyle mocno, żeby odrzucić pomysł wyjścia kolejnego dnia na Czerwone Wierchy. Spokojny spacer przez Dolinę Kościeliską był jednak równie przyjemny.

* * *

Tydzień wcześniej byliśmy na Orlej Perci. Pomimo szczególnej miłości dla łańcuchów, drabinek i dużej ekspozycji, przejście najtrudniejszego w Tatrach Szlaku nie wywarło na mnie aż takiego wrażenia jak panorama Tatr Zachodnich widziana z Ornaku...

Zarówno jednak tam, w Tatrach Wysokich, jak i tu w Tatrach Zachodnich, niezmiennie przychodzi mi do głowy zdanie wypowiedziane przez Stanisława Zielińskiego:
"Widziałem góry większe, wspanialsze i bardziej majestatyczne. W góry piękniejsze od Tatr jednak nie wierzę..."

I ja się z nim zgadzam.

Trasa: 
Siwa Polana - Polana Huciska - Wyżnia Brama Chochołowska - Siwa Przełęcz (1812 m n.p.m.) - Ornak (1867 m n.p.m.) - Iwaniacka Przełęcz (1459 m n.p.m.) - Schronisko PTTK na Hali Ornak - Polana Pisana - Lodowe Źródło - Wyżnia Kira Miętusia - Kiry - Polana Biały Potok - Siwa Polana.