Kilka lat temu w książce ks. Romana E. Rogowskiego pt. "Mistyka Gór" przeczytałam taką myśl:
"Himalaiści ułożyli kiedyś listę najpiękniejszych szczytów himalajskich. O pierwsze miejsce rywalizują dwa olbrzymy: Nanga Parbat czyli Diamir, "Król Gór" oraz K2, "góra gór - jak powie O. Dyhrenfurth - której żadna inna dorównać pięknością nie może". Potem następują kolejno: Shispare i Masherbrum, Chogolisa i Nanda Devi, "Bogini Nanda", Trango Tower i Mustagh Tower, Machhapuchhare, "Rybi Ogon" i Jannu.
- Nie, nie martw się, że nigdy nie będziesz w Himalajach i nigdy nie zobaczysz tych szczytów. TWOJA GÓRA JEST NAJPIĘKNIEJSZA!"
Ten fragment trafiał w sedno. Po górach chodzę od lat kilkunastu i nie ma wśród zdobytych przeze mnie szczytów nazw takich jak powyżej. Jednak uważam za piękną zarówno skalistą grań w Tatrach, jak i uczesane grzbiety połonin w Bieszczadach. Ten fragment mnie uspokoił. Pewnie nigdy nie zdobędę K2, ale przecież nie oto chodzi...
28 lipca 2013 roku stanęłam na wierzchołku Gerlacha. W takich miejscach zmienia się perspektywa. Przypomniał mi się znów wspomniany fragment, tym razem jednak pomyślałam: "Dlaczego miałabym nigdy nie zobaczyć Himalajów?"
Założyłam tego bloga bo chcę się dzielić górami. I dlatego też, że na najwyższym szczycie Tatr zrozumiałam, że szlak którym idę jest jednokierunkowy. Nie wiem, czy zaprowadzi mnie on w Himalaje. Wiem, że już nie potrafię i nie chcę zawrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz